Yapa zbliża się wielkimi krokami, a my chcemy Was zachęcić, żebyście w oczekiwaniu na to wydarzenie wrócili na moment do tego, co już było. I podzielili się tym z nami. Na pewno macie w pamięci niejedno ciekawe wydarzenie z minionych Yap – wspomnienie wrażeń, wyjątkowych koncertów, wpadek czy ciekawych sytuacji. Czegoś zabawnego, poruszającego a może irytującego? Czegoś, co zrobili Wasi znajomi, wykonawcy, konferansjerzy?
Czekamy na Wasze wypowiedzi – wpisujcie je na forum Yapy w specjalnym wątku.
Najciekawsze posty nagrodzimy karnetami na tegoroczną Yapę i premierowymi płytami naszych gości.
Na Wasze historie czekamy do końca lutego. Jest o co powalczyć!
Witam
Ja osobiście na Yapie jeszcze nie miałem przyjemności być. Od 1,5 roka dopiero mieszkam w Łodzi i ostatnią Yapę słuchałem w Studenckim Radiu Żak. Wywarła na mnie niesamowite wrażenie, wspaniałe piosenki turystyczne, wzruszające momenty takie jak śpiew prowadzącego na początku sobotniego koncertu gwiazd. Ahh jakież to było wspaniałe. A śpiewanie na sali „A ja mam tylko jeden Świat”, przez wszystkich nawet w radiu było niesamowitym przeżyciem, dlatego w tym roku chciałbym zawitać na Yapę i na żywo móc przeżywać te wspaniałe koncerty
Hej
W tym roku na Yapie będę już 3 rok. Kocham wracać na te koncerty, gdy zbliża się marzec już czuje tą atmosfera, która panuje na sali :)A kiedy znajdę się już na koncertach, słuchając wielu piosenek, śpiewając,wraca do mnie wiele wspomnień, np. wakacje spędzone w górach i urok Bieszczad. Nie wyobrażam sobie jakby to było, gdyby nie było Yapy. Tak naprawdę miłości do piosenki turystycznej, Yapy i gór zaraził mnie mój brat i jestem mu bardzo za to wdzięczna i nie wyobrażam sobie teraz bez tego wszystkiego mojego życia i oczywiście nie może zabraknąć na koncercie syreny strażackiej.
Ja z YAPY i tak najbardziej pamiętam rozpoczęcie sezonu żeglarskiego w Łodzi.
Czyli żeglowanie z pagajowaniem główną rzeką miasta czyli Politechniokanalizatozianką. Trzeba tu dodać, że owa łódeczka wygrała wyścig na owej rzece z niejednym pojazdem silnikowym:) w zamian w nagrodę pięknie prezentowała się na scenie… a jaka ona sławna była… wszystkie gazety o niej pisały
Zacna nazwa rzeki Zachęcamy do wpisywania wspomnień i anegdot na forum.
Tłok, ścisk, duszno. Niewygodne ławki, rozwydrzona publiczność, niekończące się kolejki do toalet. Zmęczenie. Nieprzespane noce. Kilogramy śmieci latające na trasie scena-widownia tam i powrót. Wiejska chałtura, zadyma w remizie – powiedziałby ktoś;) Ale wiecie co? Dla tego klimatu, dla tej atmosfery pełnej przyjaźni, radości i brzmiącej żywą muzyką, dla tych piosenek, które przez rok i pewnie dłużej śpiewać będziemy przy ogniskach i na rajdach… warto wrócić na YAPĘ i w tym roku. Festiwal YAPA od lat wyznacza tory tej naszej „lepszej” kulturze studenckiej. Bądźmy dumni że mamy coś takiego w Polsce jak YAPA.
wspomnienie – pomyślałam. i już w pierwszej chwili przez głowę przewinęła się niekreślona liczba ludzi, zdarzeń, zapachów, atmosfery… Yapa to coś więcej niż festiwal. To magiczny czas rzeczy niesamowitych. Od 8 lat drepczę sobie ochoczo na Yapę. po co? By naładować akumulatorki na najbliższy rok, by zapełnić się pozytywnością i radością. By kochać góry jeszcze mocniej, o ile się da 😉 Nie można wybrać jednego wspomnienia…bo to znaczyłoby że można je uszeregować, nadać im ważność.. a one są tak samo ważne przecież… Ale przypomina mi się jedno zabawne wspomnienie, zdarzenie którego nigdy później ani wcześniej nie doświadczyłam.. Rzucaliście kiedyś toną staników w wykonawców? a yapowicze z bodajże 2006 roku to robili. białe, niebieskie, kolorowe, cudze i czasem własne – wszystkie lądowały na scenie bądź ciele Kuśki podczas ich występu, który zawsze będąc ostatnim i tak sprawia,że mimo zmęczenia, wszystkich porywa do skoków. Nie ogarniam jak to się dzieje. ale dzieje się! i to jest najważniejsze 😀
„Aleksander. Zejdź ze sceny!!”
To nie tak brzmiało to zdanie!
Yapa 2007 sobota w trakcie początkowego fragmentu koncertu ‚Bez Jacka” zirytowany mocno Zbyszek rzucił to słynne zdanie:”Proszę Aleksandra żeby zszedł ze sceny!” .
Rację miał Aleksander bo brumiło niemiłosiernie i….został na scenie !Incydent poszedł w zapomnienie niemniej uważni słuchacze zapamiętali go jak widać na długo.
Witam wszystkich wielkim SRU!! Na yapę uczęszczam od 5 lat. Moja przygoda z festiwalem zaczęła się w sumie kiedy jeszcze nie miałem bladego pojęcia o yapie. Mając 11 lat wstąpiłem do cudownej organizacji jaką jest ZHP. Właśnie na zbiórkach i na śpiewankach nauczyłem się wielu piosenek, które jak się okazało wywodzą się z yapy. A samą miłością do śpiewu gry na gitarze nauczył mnie ojciec. Pierwszą moją yape zacząłem od problemów z nabyciem biletu, ale koleżanka zdobyła dla mnie karnet jak się okazało spotkałem wielu znajomych a klimatyzacja przyszła dość łatwo iż znałem mniej więcej repertuar. Każdą z yap wspominam bardzo dobrze tą atmosferę którą tworzą prowadzący a przede wszystkim publiczność. Kankan którym rozpoczynamy i kończymy yapę oraz przywitanie artysty słynnym „zrób fikołka”. Najbardziej mi utkwił w głowie ubiegło roczny koncert na bani i „słynne zrób fikołka” w refrenie piosenki raz do roku w wykonaniu pewnej części publiczności oraz rosół a może krupnik albo grzybowa 😛 i występ zespołu konkursowego egon alter. I tak jak każdy z niecierpliwością czekam na yapę
Pamiętajcie – jeśli chcecie wziąć udział w konkursie i wygrać karnet lub płytę, wpisujcie się w wątku na naszym forum.
Yapa to kankan, wielkie „sru” dla sponsorów i oczywiście „zrób fikołka” kierowane przez yapowską publiczność do wszystkich gości prezentujących się na scenie. Yapa to także niepowtarzalny Jurek Bożyk (chyba wszyscy yapowicze czekają na jego”Zęby w dupie”) i Mariusz Poświątny („Żółty kajak”). Jednak dla mnie to przede wszystkim znakomita okazja do spotkania ze znajomymi, którzy na moment porzucają dorosłe życie i poważne obowiązki i ponownie przenoszą się w te piękne studenckie czasy…Aż się łezka w oku kręci. Tak więc moi mili do zobaczenia na 36. Yapie. Do miłego.
W tym roku, jeżeli wszystko się uda zawitam na Yapę po raz czwarty. Zakochałam się w niej od pierwszego mojego na niej bytowania i po Yapie 2008 powiedziałam sobie, że na stałe wchodzi do kalendarza moich imprez. Yapa to cos więcej, niż tylko spotkanie muzyczne. Ona ma swój klimat, smaczki których nie ma gdzie indziej. Ale przede wszystkim dla mnie – i na pewno nie tylko dla mnie – Yapa jest okazja do spotkania się z gronem przyjaciół rozsypanych po całej Polsce, którzy zjeżdżają się do Łodzi i przez te kilka dni możemy być znów razem.
Moja obecność na tegorocznej edycji jeszcze jest nieco zawieszona i być może będzie tak do ostatniej chwili, bo w tym roku urodził mi się synek i teraz ma pół roku. Więc wszystko może się zdarzyć Ale jeżeli niebo nie spadnie nam na głowę, będzie on chyba najmłodszym Yapowiczem… Bardzo, bardzo bym chciała!
2009 – moja pierwsza YAPA – otwarta ze zdziwienia: co ja tu robię? Latek tyle co impreza, ławeczki sprzyjające bólom pleców..znajomi rozpoznali moją błyskotliwą wypowiedź dla radia: „nic nie wiem, szukam toalety…” ale obciach…
2010… zachwyt: YAPA znów ma tyle lat co ja…hm… to znak. Nasza mini SYRENKA strażacka przyjęła się… co tam odciski od kręcenia korbką! Luther na żywo… mniam
2011 – RATUJCIE! Jak przekonać męża, że w tym roku także trzeba jechać… (choć z nas bardziej pierniki niż ciacha) oraz namówić kuzynkę, żeby przypilnowała dzieciaki przez 3 dni?
YAPA ma wspaniałą historię, bawi nas i uczy od wielu lat. Przez festiwal przewinęły się całe pokolenia miłośników tego rodzaju muzyki. Jest spontaniczna i niewyreżyserowana, co sprawia, że jest orginalna. Naturalne zachowanie słuchaczy orginalne siedzenia sprawiają, że można się w tym festiwalu zakochać:) Wspaniali muzycy, niebanalne treści, zabawna atmosfera na sali sprawiają, że festiwal nie traci na popularności i zdobywa coraz większe rzesze słuchaczy. Pozdrawiam wszystkich Yapowiczów
Zobaczyłem „Yapę” i rozdziawiłem japę, bo nigdy wcześniej nie myślałem, że jest tak fajny festiwal piosenki.
Bardzo chciałbym się tam znaleźć, pośpiewać i posłuchać innych Yapowiczów, ale niestety nie mogę, więc chciałbym posłuchać Was chociaż z płyty. 😉
Będziesz mógł nas nie tylko posłuchać ale i obejrzeć – na żywo. Jak co roku będzie transmisja całego przeglądu w internecie i na antenie SR Żak.
Witam wszystkich wleikim SRU!! Na yapę uczęszczam od 5 lat. Moja przygoda z festiwalem zaczęła się w sumie kiedy jeszcze nie miałem bladego pojęcia o yapie. Mając 11 lat wstąpiłem do cudownej organizacji jaką jest ZHP. Właśnie na zbif3rkach i na śpiewankach nauczyłem się wielu piosenek, ktf3re jak się okazało wywodzą się z yapy. A samą miłością do śpiewu gry na gitarze nauczył mnie ojciec. Pierwszą moją yape zacząłem od problemf3w z nabyciem biletu, ale koleżanka zdobyła dla mnie karnet jak się okazało spotkałem wielu znajomych a klimatyzacja przyszła dość łatwo iż znałem mniej więcej repertuar. Każdą z yap wspominam bardzo dobrze tą atmosferę ktf3rą tworzą prowadzący a przede wszystkim publiczność. Kankan ktf3rym rozpoczynamy i kończymy yapę oraz przywitanie artysty słynnym zrf3b fikołka . Najbardziej mi utkwił w głowie ubiegło roczny koncert na bani i słynne zrf3b fikołka w refrenie piosenki raz do roku w wykonaniu pewnej części publiczności oraz rosf3ł a może krupnik albo grzybowa i występ zespołu konkursowego egon alter. I tak jak każdy z niecierpliwością czekam na yapę
Najlepiej wspominam Yapę 2010 – słowem, moją pierwszą. O tyle nietypową, co pojedynczą – z racji niemrawości towarzyszy, w myśl doktryny „nie ma rzeczy niemożliwych – jak gorąco pragnę” pojechałam sama.
Zanim ostatecznie trafiłam do właściwego budynku (to, że trudno go nie zauważyć, zrozumiałam dopiero po rozmowie z stróżem z drugiej strony wielkich kominów, niestety już po wtargnięciu na teren niedozwolony), zdążyłam dziesięć razy w podłym mrozie okrążyć całą Politechnikę, przysnąć w Cotton Klubie wraz z trzydniowym rynsztunkiem w plecaku, zostać zaproszoną na arbatę przez człeka, który z radością silnie procentowaną powiedział, że imieniem mym swą córę nienarodzoną nazwie. Pamiętam też, że na podróż i przeczekanie – przed gmachem byłam bowiem w godzinach bardzo wczesnych – Dziadek dał mi książkę wzniosłą –Dzieje sześciu pojęć Tatarkiewicza. I tak spoczęłam w tym Cotton Clubie, przy herbacie owej, w pojęcie piękna właśnie się zagłębiając, gdy z głośnika rymnęły chyżo „Zęby w dupie Bożego Jeżyka”. Z tym momentem straciłam ostatki nadziei na podreperowanie kultury osobistej.
Pewnym niepokojem napawały dymiące niczym koksowniki studzienki uliczne. Moment grozy nastąpił, gdy na jaw wyszło, żem potwierdzenia przelewu za karnet nie wzięła z chałpy; szczęśliwie jednak ostała się lista wpłat i karnet wylądował w portfelu, gdzie do dziś jego czczone szczątki spoczywają.
Nie wiem, czy jest sens rozdrabniania samej już Yapy, nie jej przyległości, na pomniejsze całostki-jednostki. Yapa jest wielką, przyduszną (bo mało powietrza, ale w duszy gra) falą (jak na Łódź przystało) wspaniałych wspomnień.
Ja też będę jednym z tych odważnych, który zaryzykuje wzięcie udziału w konkursie, choć jeszcze nigdy nie zasiadał na widowni Yapy.
Od lat „coś” ciągnie mnie do Łodzi na festiwal, nie tylko z racji tego, że lubię piosenkę studencką, turystyczną itd. itp. Ale niestety nie było mi dane być świadkiem yapowego szaleństwa, choć jego echa do mnie docierały. Znam yapową twórczość oczywiście z kaset sprzed lat, które na szczęście choć trochę oddają atmosferę festiwalu.
Jakie jest moje pierwsze skojarzenie na hasło: „Yapa”? Spazmatyczny śmiech aż do łez i wielokrotne cofanie kasety, by po raz kolejny usłyszeć „Golf” w wykonaniu Kuśki Brothers. Ta piosenka naprawdę rzuciła mnie na kolana i do dziś jest dla mnie kultowa. :):):) A że w tym roku na Yapie Kuśka Brothers będzie świętować jubileusz, to byłoby miło usłyszeć rzeczony „Golf” na żywo.